Początek był trudny, trzeba było kocyk i lampkę od dzieci pożyczyć. Negocjacje były długie i męczące, jednak doszliśmy do kompromisu. My – dwie Kinder niespodzianki, dziewczynki - kocyk i lampka.
Do sklejenia niektórych części zestawu akwaponicznego były nam potrzebne: silikon (szklarz - Krzysiek pożyczył), denaturat - kupiony na wypadek, gdyby się piwo skończyło
, doświadczenie. Doświadczenia nie mogliśmy pożyczyć ani kupić, więc tego nam brakowało
Widok koryta hydroponicznego przed oklejeniem
Wcześnie rano sąsiad stolarz dostarczył regalik. Niestety, nie powiedziałam mu, żeby mocował na kołki i klej, w tej sytuacji trzeba było szpachlować wkręty. Na drugi dzień malowanko (oczywiście, że ja, bo mój kochany mąż nienawidzi malować przedmiotów)
Dwa dojrzałe akwaria i jedno w czasie porodu.
Mierzenie, rysowanie, kalkulowanie, sprawdzanie działania hydro, zalewanie zbiornika głównego - miałam najczystszą podłogę w historii domu, mop i ręczniki papierowe w ciągłym użyciu. Zmiany dzieciom skarpetek lub rajstopek średnio co dwie godziny. Główny stół przeżywał oblężenie ale nie potrawami tylko śrubami, kabelkami i innymi rzeczami, których nazw nie znam, a do słownika nie chce mi się zaglądać …..
Przydała się pomoc kolegi mego męża z piaskownicy. Chłopak trochę wyrósł i elektrykę nam w zestawie podłącza.
Chusteczki mokre dla dzieci musiały się zaprzyjaźnić z wiertarką.
Stołu głównego w końcu zabrakło, więc - dostawka. W ciągu dnia na nogach stołu montażowego gościły pet szopy - dzieci znalazły zabawę.
Nasze dwie rybunie:
Wystrój po wystawie w Drozdowie poszedł do zmiany. Zakochałam się w prezentowanych tam zbiornikach Łukasza. Czekała mnie wyprawa do lasu, na pobliskie bagna. Niestety z powodu braku orientacji w lesie, zmuszona byłam zaprosić na wycieczkę sąsiadkę. Kalosze, kurtki, wiadra, miski i w las. Zbiory były przepiękne, a powrót do domu ciężki. Bobry postanowiły zbudować tamy, tam gdzie niegdyś było przejście, trzcina większa od mnie. Zbiornik obecnie wygląda tak:
To były godziny pracy, masakra porządkowa w domu, zapach silikonu przy klejeniu, a na koniec, gdy wsadzałam kwiaty do hydro, słowa mojej najstarszej córki „mamo ty znowu dżunglę sadzisz” – kocham to