Zaczęło się od zakupu bromelii, na której, dzień po przesadzeniu w większą donicę, zauważyłem małe "pajęczynki". Głupi ja nie myślałem, że to coś złego i jak bardzo splądruje to moje inne rośliny. Następnie przeniosło się to na bluszcz, który zaczął powoli usychać, liście odpadać, ja próbowałem tańczyć nad nią, przestawiać w inne miejsca, a na koniec odciąłem ostatnie zdrowe kawałki, by wypuściły korzenie w wodzie. Resztę chorego bluszczu wyrzuciłem. W pojemniki z wodą powkładałem również inne rośliny do wypuszczenia korzeni, potem nakryłem folią.
Dziś zamierzałem je posadzić do doniczek w ziemię, więc odkrywam folię i jasny gwint, chyba wszystko nadaje się do wyrzucenia. Bukszpan, dwa rodzaje bluszczu, no wszystko.
Całość stała na jednym parapecie, więc boję się o inne moje rośliny, "matczyna" bromelia na szczęście wypuściła małe, więc już je oderwałem i posadziłem (jedno zostało, bo jest jeszcze za małe na odseparowanie), sama usycha, a nie chcę by i młode się zmarnowały. Poza tym mam kaktusy i jednego iglaka.
Co to są za pasożyty i jak się ich pozbyć? Czy da się jeszcze uratować chore kawałki bukszpanu i usychającego bluszczu? Oraz na małej szeflerze (odciąłem pęd, w wodzie wypuściła korzenie i niedawno posadziłem w ziemię) zauważyłem strzępki jakby białych nitek, podejrzewam, że to to samo co pajęczynka na bluszczu. Roślina powoli traci liście, może to być to samo? I jeśli jest jakiś preparat na to, mógłbym spryskać wszystkie rośliny na moim parapecie, nawet jeśli mogą nie być chore? Tak na wszelki wypadek.
^ bukszpan, białe "coś", poza tym po łodydze przebiegały jakieś małe białe żyjątka.
^ "pajęczynka", bluszcz usychający od góry