dla wszystkich, którzy do mnie wpadają.
Dzisiejszy wpis w całości poświęcę moim
Oleandrom. Zostałam nimi zainfekowana już na sachalińskiej ziemi przez Ankę159
No i żyją sobie, kwitną i zarażają kogo się da. Jest ich dziewięć w różnych kolorach. Są coraz cięższe, a ja przecież nie mogę się ich pozbyć no bo jak? Powiedzcie sami! W ubiegłym roku zapragnęły się rozmnożyć! Wytworzyły nasiona. A niech tam, pomyślałam, przecież nie powschodzą. Powschodziły! (Wątek "Od nasionka do kwiatu"). Dzieciaków jest 20 i rosną jak na drożdżach. Wpadłam w panikę, co ja z nimi zrobię, jak ja takie towarzystwo przezimuję? I wtedy z przepaści INTERNETU wypłynął dowcip, który był dla mnie natchnieniem. Pozwólcie, że przytoczę.
Siedzi sobie w barze nad flaszką wódki facet, potwornie smutny i zamyślony. Wchodzi KOT. Hej, stary, co jest?-pyta. Szkoda gadać-odpowiada facet-chyba się pochlastam! W domu troje dzieci, roboty nie ma i jeszcze mi się trojaczki urodziły! Gorzej być nie może! No już, nie martw się tak!-pociesza KOT. Przecież jakoś je rozdasz!TO JEST TO! Przecież jakoś je rozdam. Natchniona już następnego dnia wysyłając roślinki wetknęłam komuś do paczki jedno dziecię
Dobrze jest, zostało dziewiętnaście!
Następnego dnia robiąc obchód mojego dobytku odkryłam, że mądrość powiedzeń ludowych się sprawdza. Jedno takie mówi, że dobro podarowane komuś zwraca się w dwójnasób! O tak, wróciło! W trójnasób! Odkryłam nowe oleandrowe dziecię w doniczce z laurem, całkiem już duże, drugie u stóp wielkiego oleandra, trzecie w doniczce z dzieciątkiem. Miałam 20, mam 22 dzieciątka! No i powiedzcie, widocznie są mi przeznaczone. Ale ja się nie poddam, będę rozdawać