Dzien dobry wszystkim z samego rana
Probujac troszke odpokutowac wczorajsze opznienie wpisowe, zasiadam do komputera z Kawa, przez duze K, co by kontynuowac opowiesc.
Poprzedni wpis, konczyl sie na niedzielnym sniadaniu i zabawie z Jean-Baptiste oraz psiakami.
Ruszylismy na rekonesans. Ryneczek byl w ksztalcie prostokata, otoczony z kazdej strony alejka drzew, pod ktorymi staly laweczki, czesto ''obsadzone'' przez tubylcow, badz to cieszacych sie sloncem, badz odpoczywajacych z laseczka, badz czytajacych gazete, albo zwyczajnie pokrzykujacych na rozrabiajace dzieciaki. Piekarnia byla czynna. Do 12 godziny. Znalezlismy ja w jednej z kretych uliczek, idac zwyczajnie ''na nos''. Natychmiast wiedzielismy, skad na naszym sniadaniowym stole, wziely sie takie cudownie swieze i chrupiace bagietki. I pomimo, ze zjedlismy dobre sniadanie, to slinotoku dostalismy takiego, ze nie bylo sily - trzeba bylo bagietke kupic i pozrec natychmiast!! A obok byl warzywniak, tez czynny, wiec bagietke zagryzlismy owocami.
Ryneczek konczyl sie dwustronnymi schodami, ktorych skrzydla schodzily w dol, prowadzac do pomnika zolnierzy z Montagnac, poleglych w czasie I wojny swiatowej. I pomimo, ze placyk z pomnikiem polozony byl nieco nizej niz ryneczek, to dopiero za pomnikiem poczulismy inny, jakze znajomy zapach....WINIARNIA...!!!!
Znow kierujac sie ''na nos'' ( co bylo zwodnicze, jako ze wiatr wial jak chcial...) postanowilismy dotrzec do winiarni. Przeciez bylismy w Langwedocji, w dodatku we wsi, ktora zyla z uprawy winorosli, co widzielismy na wlasne oczy, logiczne wiec bylo, ze bedzie tu winiarnia.
Pomylilismy sie tylko raz, na malenkim mini-rondzie prawie juz za wsia, ale dotarlismy ;
Załącznik:
DSC05028.JPG [ 121.05 KiB | Przeglądany 395 razy ]
Załącznik:
fra-07.JPG [ 115.81 KiB | Przeglądany 395 razy ]
Załącznik:
fra-7.JPG [ 134.72 KiB | Przeglądany 395 razy ]
Z napisow wynikalo, ze winiarnia pracuje 365 dni w roku i - oczywiscie - pracowala. Rowniez w te niedziele. Tuz, przy winiarni, zapach juz byl tak intensywny, ze mozna sie bylo upic od samego zapachu. Jakbym wlozyla glowe do baniaka z fermentujacymi owocami. A kiedy obeszlismy winiarnie z drugiej strony,przyszlo wyjasnienie, skad taka intnsywnosc zapachu.
Załącznik:
fra-08.JPG [ 125.26 KiB | Przeglądany 395 razy ]
Załącznik:
DSC05032.JPG [ 115.59 KiB | Przeglądany 395 razy ]
Tlocznie....wytloczki z winogron!! To one dawaly tez zapach, ktory wiatr niosl po calej okolicy. Powiem wam ciekawostke. Po drugiej stronie ulicy, miescila sie jakas firma ( nozliwe, ze to byl oddzial winiarni ) gdzie te wytloczki z winogron byly suszone i pakowane w worki. Nam wyszlo, ze sa rozprowadzane jako nawoz.
....ide po kawe, zaraz wracam...