Mroźne wędrówki były bez szczególnych dodatkowych efektów, więc nie ma co specjalnie wspominać, ale przypomniał mi się jeden pobyt sylwestrowy na Górze św Anny (z czasów studenckich).
Pojechaliśmy dzień wcześniej z DA by przygotować salę w klasztorze u Franciszkanów. Fajnie było, bo znaliśmy się doskonale. Po 23 coś nam "odbiło" i w czwórkę wyszliśmy przez okno na nocny spacer uprzedzając pozostałych by ktoś czuwał gdyby nam okno zamknięto...
Cudna mroźna noc, rozgwieżdżone niebo, cisza i my... szalejący na śniegu jak dzieciaki łącznie z tarzaniem się i "robieniem orła". Wróciliśmy dobrze po północy (okno na szczęście nie zostało zamknięte), reszta już smacznie spała.
Na drugi dzień przy śniadaniu usłyszeliśmy, że tak wyjątkowo spokojnej grupy dawno nie mieli... Zastanawialiśmy się potem czy to była aluzja, ale nie dopytywaliśmy
W każdym razie tę noc lepiej pamiętam niż sylwestrową...